*Victoria*
-Tak tato, mam wszystko. – powiedziałam już chyba po raz setny dzisiaj.
- Ale jesteś pewna? Ładowarkę masz? Prostownicę? – tata nie
dawał za wygraną.
- Bosz.. … Odpuść już tato. Mam wszystko, pytasz mnie już po
raz któryś.
Mój ojciec przechodził dziś samego siebie w byciu
nadopiekuńczym. Jeszcze chwila a spyta mnie czy wzięłam podpaski…
Stałam
właśnie z nim na środku lotniska. Obok nas stała moja granatowa walizka
wypchana po brzegi ubraniami i butami. Na ramieniu wisiała mi czarna torba z
naszywkami moich ulubionych zespołów.
Nagle z mikrofonu jakiś kobiecy głos oznajmił: „Pasażerowie udający się
do Londynu proszeni są o podejście do odprawy. Samolot odlatuje za godzinę.
Dziękuję za uwagę.” Kobieta powtórzyła komunikat jeszcze raz. A ja spojrzałam
na tatę.
- Puścisz mnie, czy mam nie lecieć? – spytałam, gdy tata
zaczął mnie przytulać, a mi brakowało powietrza.
- No jak musisz. – powiedział zrezygnowanie i przestał mnie
przytulać, po czym podał mi moją walizkę.
Założyłam beżową ramoneskę, która na niej leżała i wzięłam od taty walizkę.
- Papa. – powiedziałam całując go w policzek.
- Dzwoń codziennie, albo obiecuję, że po Ciebie tam przylecę
po jednym nieodebranym telefonie. – powiedział zmartwiony. – Kocham Cię.
- Też Cię kocham tatuśku. – powiedziałam zmęczona już jego
opiekuńczością, w końcu mam 17 lat, a nie 5, machając do niego i idąc w stronę
wagi do bagaży. Jakaś starsza pani, która nie wyglądała na zadowoloną z tego,
że tu jest wzięła go ode mnie i zważyła. Po czym podałam jej bilet. Jakimś
cudem bagaż zmieścił się w dopuszczalnej wadze 32kg, bo ważył 31,9 kg. Pani
patrzyła na mnie jak na wariatkę i lekko się uśmiechnęła.
- Co ty tam zabrałaś? – spytała.
- A no wie pani, jakieś koszulki, dżinsy, prostownicę.
Wszystko, co może się przydać nastolatce przez 2 miesiące.
Pani tylko popatrzyła na mnie, ale już z trochę bardziej
zdegustowaną miną.
- No cóż, za moich czasów to nie było takich wynalazków.- mruknęła do siebie.
No nic dziwnego, w prehistorii takich wynalazków nie było,
pomyślałam i uśmiechnęłam się do niej.
- Miłej podróży. – powiedziała i oddała mi bilety.
- Dziękuję. – odpowiedziałam i odeszłam w stronę bramek,
gdzie zauważyłam bardzo przystojnego pana, który przeprowadzał kontrolę.
Ustawiłam się w kolejce do niego. Na szczęście nie musiałam
długo czekać, bo przede mną były tylko 2 osoby.
Nie wyglądał na starego, miał może z 25 lat. To dziwne, że był taki
młody i pracował na lotnisku przynajmniej dla mnie, ale nie zamierzam narzekać
póki mogę sobie na niego popatrzeć.
- Odłóż wszystko do plastikowego pudełka. Łącznie z paskiem.
– powiedział gdy popatrzyła na mój beżowy pasek dopasowany do ramoneski .
- A co jeżeli spadną mi spodnie? – spytałam nieco zaczepnie.
Koleś popatrzył na mnie i podszedł nieco bliżej nachylając się.
- To będziesz musiała je chwilę potrzymać. – powiedział
gasząc cały mój zapał. Widocznie nie gustował w czarno- czerwonych
pięknościach, albo byłam dla niego za młoda.
Przeszłam szybko przez bramkę, która na mój pech nie
zapiszczała. Podeszłam do pudełka i wyjęłam z niego swoje rzeczy. Spojrzałam
ostatni raz na niego i założyłam pasek. Następnie poszłam w stronę miło
wyglądających pań, które sprawdzały bilety i paszporty, po czym pokazywały na dziwny tunel prowadzący do samolotu. Niby nie
mam klaustrofobii, ale przebywanie w tunelu z wieloma nieznanymi osobami , nie
napawało mnie szczęściem.
Szybko weszłam na podkład i zajęłam swoje miejsce, mniej
więcej na środku samolotu w rzędzie 15 po lewo przy oknie. Zdjęłam kurtkę i
położyłam ją sobie razem z torebką na kolanach. W samolocie było strasznie
głośno. Jakaś kobieta uspokajała płaczące dziecko. A chłopak za mną kopał mój
fotel. Spojrzałam przez okno i załamałam się. Zapowiadały się miłe 3h lotu.
Jeszcze tego brakuje, żeby usiadł koło mnie jakiś starszy facet, który będzie
mnie zaczepiał. Nic nie mam do tych ludzi, ale udawanie, że bardzo interesuje
mnie, że jego sąsiadka zalała mu mieszkanie robi się już nudne. Jak na
zawołanie usiadł koło mnie starszy pan. W niebieskiej koszuli w kratę, czarnych
spodniach od garnituru i czarnych butach z aparatem słuchowym w uchu. Świetnie, pomyślałam już całkowicie tracąc
nadzieję. Gdy nagle do starszego pana podszedł wysoki, chudy brunet z pięknymi
błękitnymi oczami, ubrany w czarne rurki, biały podkoszulek i trzymał ręku
czarną ala skórzaną kurtkę. Jedne, co mogłam w tym momencie zrobić to na niego
patrzeć, a było na co patrzeć…
*Ash*
Zajebiście… Wracałem właśnie z udanej sesji zdjęciowej w przepięknych Polskich górach, a tu przydarzyło mi się coś takiego! Odwołali mój lot, ale nic nie mogłem w tej chwili z tym zrobić oprócz przebukowania biletu na następny samolot. Skierowałem się do ślicznej, wysokiej blondynki, powiem wam była całkiem całkiem, która siedziała za ladą punktu informacji na lotnisku.
Zajebiście… Wracałem właśnie z udanej sesji zdjęciowej w przepięknych Polskich górach, a tu przydarzyło mi się coś takiego! Odwołali mój lot, ale nic nie mogłem w tej chwili z tym zrobić oprócz przebukowania biletu na następny samolot. Skierowałem się do ślicznej, wysokiej blondynki, powiem wam była całkiem całkiem, która siedziała za ladą punktu informacji na lotnisku.
-Honey, Can you rebook my ticket, Please?- powiedziałem
zalotnie. Blondynka spojrzała na mnie jak na debila.
-yyy… Yes? – powiedziała zmieszana. Dopiero po chwili
zrozumiałem że mówię po angielsku, ale co to za baba, że nie zna angielskiego?
W końcu pracuje na lotnisku.
- Lady, czy ty móc rebook my ticket, proszę.- powiedziałem z
moim pięknym brytyjskim akcentem. Kobieta nadal patrzyła na mnie jak na głupa,
ale po chwili zrobiła minę jak by zrozumiała.
-The shop Reebok it’s on the right- powiedziała łamanym
angielskim, któremu naprawdę wiele brakowało. Teraz to ja patrzyłem na nią jak
na idiotkę, ciekawe czemu dostała tą pracę.
-Nosz kurwa mać! Are you stiupid?! I want r-e-b-o-o-k my
ticket!- powiedziałem wkurzony wymachując jej biletem przed twarzą.
- Okey, Okey! I can call a translator- przestraszona
wskazała na telefon.
-Okey! Finally! – w końcu ta tępa laska zaczęła myśleć. Po
godzinie nareszcie przebukowałem mój bilet i udałem się na pokład samolotu. Było tam już sporo ludzi i prawie wszyscy zajęli już swoje miejsca. Idąc
w stronę mojego siedzenia zauważyłem, że jest zajęte przez jakiegoś starszego
pana.
-He take my place! – krzyknąłem przez przypadek na cały
samolot wskazując na krzesło. Oczywiście wszyscy na mnie spojrzeli.
- Przepraszam o co chodzi?- spytał dziadek
- Ty zająć moje miejsce!- powiedziałem
-Co ja? Ale tu jest napisane rząd 15- powiedział
zdezorientowany starzec. Zaraz mnie tu szlak trafi! Najpierw nie rozgarnięta
blondyna a teraz ten dziad! Spojrzałem z przymusu na jego bilet.
-Sorry ty mieć 16 place.- wskazałem puste miejsce za nim
- Dobrze już dobrze, przepraszam – powiedział gdy spojrzał
na kartkę jeszcze raz. Pewnie dziadziuś okularków kuźwa zapomniał.. Po jakże burzliwej godzinie, w końcu usiadłem
obok niezłej czarno- czerwonej piękności. Miała na sobie czarne rurki, białą
koszulę włożoną do spodni, torbę oraz beżową ramoneskę które leżały jej na
kolanach. Zająłem swoje miejsce obok niej niechcący ją szturchając.
-Sorry
-Okey, nic się nie stało- uśmiechnęła się do mnie.
- Nice, hair sweety- puściłem do niej oczko, a ona dziwnie
na mnie spojrzała
- Oh, thanks…- uuu…
zawstydziła się, pomyślałem. Przyglądałem jej się jeszcze chwile, co chyba zauważyła,
bo odwróciła się w stronę okna speszona i włożyła słuchawki do uszu. Skoro nie
chce rozmawiać, stwierdziłem, że się prześpię.
***
Obudziło mnie dość silne szturchanie z lewej strony.
- Only 5 minutes, mommy.- powiedziałem przez sen. Dźganie
nie ustawało.
- Wylądowaliśmy! Ej obudź się!- ktoś darł mi się do ucha.
Otworzyłem jedno oko by zobaczyć, co się dzieje. Nade mną wisiała moja sąsiadka z miejsca obok.
-What?
-Uhh… Wstawaj do cholery wylądowaliśmy- dopiero w tej chwili
ujrzałem, że samolot był już prawie pusty.
- Holy Shit- zerwałem się na równe nogi, przy tym zrzucając
moją skórzaną kurtkę. Dziewczyna
podniosła ją i wyciągnęła ku mnie rękę w której ją trzymała. Ja jeszcze zaspany
patrzyłem na nią zdezoriętowany.
-No weź ją- pomachała kurtką, a ja ją wziąłem i wymijając ją
skierowałem się do wyjścia z maszyny. Zostało mi tylko odebrać bagaż i poszukać
mojego kochanego braciszka który miał mnie odebrać. Widząc taśmę z walizkami
przyśpieszyłem kroku i wszcząłem poszukiwania czarnej torby z napisem na
przodzie „ Ashley’s bag”. Tak po około 10 minutach czekania zobaczyłem jak
jedzie w moją stronę, pośpiesznie ją chwyciłem oraz ruszyłem za tłumem do
wyjścia gdzie zapewne będzie stał Emis. Nie myliłem się, zaraz za ruchomymi
drzwiami ujrzałem wkurzonego brata, niewiele myśląc podszedłem do niego.
-Siema, brachu co tam?- w końcu mogłem mówić po angielsku.
- Ash do cholery miałeś być z dobre 2 godziny temu! –powiedział z włoskim akcentem. Dobra już
wiem o co był tak wpieniony.
- Samolot został odwołany.
-Mogłeś chociaż zadzwonić
-Ciesz się, że w ogóle przyjechałem, beze mnie byś sobie nie
poradził – perfidnie wyszczerzyłem się do niego.
-Już sobie tak nie schlebiaj- zmierzył mnie wzrokiem po czym
odwrócił się napięcie i ruszył przed siebie, a ja pobiegłem za nim by dorównać
mu kroku.
Wsiadając do auta
Emis oznajmił mi, że dzisiaj przyjeżdża kuzynka Andy’ego i Ronnie’go więc jedziemy
na imprezę.
----------------------------------------------------------------
#TheLucifersDauther